Byłam w Indiach. W Himalajach. I mimo że już szczęśliwie wróciłam, nadal jakoś trudno mi w to uwierzyć. Jako że żadna wielka ze mnie podróżniczka, ta wyprawa z całą pewnością zasługuje na miano podróży życia.
Z jednej strony poczucie odrealnienia, bo jak tu uwierzyć, że jednego dnia jest się w skutej marcowym lodem Polsce, a następnego w Indiach wśród kwitnących rododendronów. Z drugiej, głowa i serce pełne wspomnień i planów na przyszłość dzięki niezwykle inspirującej ekipie, którą poznałam na miejscu. Ta wyprawa była dla mnie niezmiernie emocjonalnym przeżyciem i większość tego, co tam przeżyłam trudno byłoby mi ubrać w słowa. Kolory, dźwięki, smaki, zapachy, monumentalne piękno przyrody i porażająca brzydota budowlanej działalności człowieka. Pyszne, egzotyczne jedzenie i moja ciągła paranoja, że się czymś otruję. Dalajlama i tybetańscy mnisi, gospodarz domu, w którym mieszkałam, grający na bębnie i śpiewający hinduistyczne pieśni przy ofiarnym ogniu.
Już sama ta wyliczanka sprawia, że mam gęsią skórkę. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba przeżyć. I jeśli choć odrobinę ciągnie Cię w te rejony, to gorąco Ci życzę, żebyś kiedyś tam zawitał. Ja mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę.
Tuż przed wyjazdem na lotnisko Michał, organizator tej podróży, zaproponował mi żebyśmy napili się jeszcze chai’u. I to było objawienie. Mimo, że piłam go wcześniej, ten był wyjątkowo dobry.
Michał powiedział mi jak go przyrządzić w domu i tak teraz poranki umila mi smak Indii.
Na kubek potrzeba:
Wody i mleka w proporcji 1:1
Łyżeczki lub torebki czarnej herbaty
Kilku nasion kardamonu
Kilku goździków
Szczypty sproszkowanego imbiru lub kawałka świeżego
Szczypty cynamonu
Szczypty pieprzu
Łyżeczki cukru
Herbatę gotujemy z wodą. Po chwili dodajemy przyprawy i gotujemy dalej. Następnie dolewamy mleko i dodajemy cukier. Doprowadzamy mleko do wrzenia, przelewamy przez sitko do kubka i gotowe.
Pachnące, aksamitne, pikantne. Pyszne!
Może zainteresuje Cię:
Kawa kuchni pięciu przemian i jak to właściwie jest z tą kawą