To był najdziwniejszy rok w moim życiu. Nie najgorszy, nie najlepszy (bez wątpienia). Najdziwniejszy. Gdyby ktoś przepowiedział mi, że będę żyła w świecie ogarniętym pandemią, to pewnie bym nie uwierzyła.
Jakie uczucia towarzyszą mi dziś, kiedy przychodzi czas podsumowań?
Mieszane. Tak w największym skrócie.
Początek roku i podziw dla chińskiej myśli technicznej, stawianie w weekend takich szpitali, jakich Polska nie uświadczy jeszcze pewnie przez następnych sto lat. I przeświadczenie, że ten wirus jest daleko, więc nie ma się czym przejmować. Towarzyszyło mi wtedy też radosne oczekiwanie na wyjazd do Holandii, w której nigdy wcześniej nie byłam, a na podstawie książek i zdjęć, miałam o niej jak najlepsze wyobrażenia. Rzeczywistość okazała się nawet piękniejsza i ciekawsza niż wyobrażenia, a wspomnienie kursu nauczycielskiego jogi nidry metodą iRest jawi mi się jak… kąpiel w wannie wypełnionej gorącym malinowym budyniem.
Zostawiam cię na chwilę z tą wizją.
Poczuj ten zapach, rozluźnij mięśnie, wtul się w to ciepełko….
Tak właśnie było!
I te wspomnienia, przemyślenia i uczucia, które zrodziły się w trakcie praktyki, zostały ze mną na kolejne miesiące. Naprawdę warto było. Przyjemnie jest praktykować w domu, tu zostawiam link do playlisty iRest, jednak energia grupy, wyrwanie się z dobrze sobie znanej rzeczywistości robi swoje. Elementem praktyki iRest, który towarzyszył mi szczególnie często w trakcie tych miesięcy był wewnętrzny zasób. Zapraszam tu po więcej na ten temat, bo warto. Mam poczucie, że na tę chwilę w moim życiu, na to oderwanie od znanego, pielęgnowanie wewnętrznego zasobu jest najlepszym, co mogę dla siebie zrobić. I piszę o tym, bo wierzę, że nie jestem w tym osamotniona.
Pierwsze miesiące nowej rzeczywistości były trudne. Miałam i nadal mam luksus pracy z domu, ale jak wychodziłam do sklepu miałam wrażenie, że robię zakupy przy akompaniamencie ścieżki dźwiękowej serialu „Czarnobyl”. Ale człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego i po jakimś czasie w całej tej nienormalności zaczęło się robić jakby normalniej. Na pewno wiele radości i światła wprowadził do mojego życia powrót do prowadzenia zajęć jogi – to bardzo mnie cieszy i daje mi ogromnie dużo pozytywnej energii. Więc bardzo się cieszyłam, że wśród tych kuriozalnych rozporządzeń szkoły jogi nie podzieliły losu siłowni czy basenów.
Pomogło też trzymanie się różnych mniejszych i większych rytuałów, nie będę wrzucać jakiś konkretnych linków, w sumie cały ten blog na nich się właśnie opiera. Albo właściwie wspomnę tylko o mudrach, bo mimo że „kojarzyłam” od lat to praktykować zaczęłam dopiero w tym roku i chwalę sobie. Na blogu pojawiło się już kilka wpisów, planuję kolejne.
Ten rok będzie mi się też kojarzył z grubymi tomiskami leżącymi na łóżku, to był rok powieści – 4321 Paula Austera, Szczygieł i Tajemna historia Donny Tartt. Były też inne, ale to z tymi najbardziej kojarzy mi się ten rok. Wymieniam je tutaj, bo gorąco je wszystkie polecam.
2020 uświadomił mi też jak wiele rzeczy uznawałam za oczywiste oczywistości, na które i tak będzie czas. W 2019 miałam kilka planów wyjazdowych, ale jakoś tak, po części przez konieczną operację, rozeszły się one po kościach. Ale bez żalu – jak nie w tym roku, to w przyszłym! No i okazuje się, że niekoniecznie. Czy teraz żałuję? Trochę tak, nie wiem kiedy znowu nadarzy się okazja. Miejmy nadzieję, że niedługo. Można by było mnożyć przykłady – Wielkanoc anno domini 2020, spotkania z przyjaciółmi – ja swojej ekipy z pracy nie widziałam od marca, chyba że na webexie.
Powrotu do tego co było, już nie będzie. Życzę tobie i sobie, żeby nowa rzeczywistość już „popandemiczna” nastała jak najszybciej i żebyśmy zaczęli tworzyć nową „normalność” bogatsi o doświadczenia tego bardzo trudnego roku.
Oby 2021 był lepszy!
Może zainteresuje Cię:
Zdrowie! Czyli przeciwzapalny drink wg. Food Pharmacy
Lekkostrawna dieta społecznościowa
Migrena – spojrzenie ajurwedyjskie