Będzie o sattwie i będzie o kuchni. Ale należy Ci się, Drogi Czytelniku, pewne wyjaśnienie na samym początku. Ten wpis nie będzie o wegetariańskich fit przysmakach ułatwiających wejście w stan lewitacji. Będzie o garach. Brudnych. Zalegających w zlewie i ciążących niczym wyrzut sumienia. Czytaj dalej „Sattwa od kuchni, czyli 3 guny i 3 rodzaje szczęścia”
Związek z rozsądku, nie z miłości, czyli o trudnej relacji z asafetydą
W myśl zasady lek ma działać, a nie smakować kupiłam kiedyś cebulowy syrop na kaszel. Kiedy usłyszałam jakie są opcje, uznałam, że syrop cebulowy jest najobrzydliwszy i w związku z tym na pewno będzie najskuteczniejszy. Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi apteki, mgła poznawcza się rozrzedziła i już wiedziałam, że zrobiłam straszną głupotę. Syrop w mękach wypiłam. Kaszel minął. Więc może coś w tym jednak jest 😉 ?
Czytaj dalej „Związek z rozsądku, nie z miłości, czyli o trudnej relacji z asafetydą”
Post-indyjskie poranki przy chai’u
Byłam w Indiach. W Himalajach. I mimo że już szczęśliwie wróciłam, nadal jakoś trudno mi w to uwierzyć. Jako że żadna wielka ze mnie podróżniczka, ta wyprawa z całą pewnością zasługuje na miano podróży życia.
Jaki jest kolor zmartwienia?
Istnieje teoria, według której do osiągnięcia mistrzostwa w jakiejś dziedzinie potrzeba 10 tysięcy godzin praktyki. Jest taka dziedzina, której poświęciłam dostatecznie dużo czasu i energii, żeby zdobyć pas mistrzowski. Ta dziedzina to… zamartwianie się na zapas. Czytaj dalej „Jaki jest kolor zmartwienia?”
Oczko w głowie, a w oczku… masło, czyli netra vasti
Kiedy niezmiernie podekscytowana opowiadałam znajomym, że wybieram się na ajurwedyjski zabieg netra vasti / netra basti (nazwy stosowane wymiennie), kiwali głowami, mówiąc „Fajnie”. Kiedy pokazywałam niezmiennie podekscytowana wygooglowane zdjęcia, padało „O Boże, to straszne!”. Kiedy sama usłyszałam o tym zabiegu po raz pierwszy, pomyślałam „To przerażające… muszę tego spróbować”. Cel został zrealizowany. Czytaj dalej „Oczko w głowie, a w oczku… masło, czyli netra vasti”
Z zegarkiem w ręku. Dinacharya, czyli ajurwedyjska rutyna dnia codziennego
Żyć w zgodzie z naturą… Podążać naturalnym rytmem.. Brzmi górnolotnie i w sumie na tyle abstrakcyjnie, że trudno wcielić to w życie. Wydawać by się mogło, że pozostaje jedynie z nabożeństwem pokiwać głową i zapomnieć o całej sprawie. A jednak z pomocą przychodzi dinacharya, czyli ajurwedyjska rutyna dnia codziennego. Czytaj dalej „Z zegarkiem w ręku. Dinacharya, czyli ajurwedyjska rutyna dnia codziennego”
Olej wieczorową porą
Kiedy pojawił się na blogu wpis o płukaniu ust olejem, jedna z koleżanek powiedziała mi: Fajna sprawa, trochę tych olejów w domu mam, a nie przyszło mi do głowy takie ich użycie.
W moim domu oleje w większości wyemigrowały z kuchni do łazienki. Kokosowy, konopny, sezamowy, orzechowy, z pestek dyni, wszystkie czekają na swoją kolej żeby umilić mi wieczór.
Kraina mlekiem i miodem płynąca, czyli złote mleko i ghee
Ostatnio opiewałam zalety kurkumy (tu). Dziś postanowiłam pociągnąć jeszcze temat, jako że aura nas nie rozpieszcza i nawet jeśli jeszcze się dzielnie trzymasz, to licho nie śpi (bo jak tu spać, skoro ciągle ktoś obok kaszle i kicha?). Tak więc dzisiaj kurkuma, odsłona druga, tym razem jako gwiazda złotego mleka, cudownej, naturalnej alternatywy dla chemicznych „gorących kubków” z apteki. Czytaj dalej „Kraina mlekiem i miodem płynąca, czyli złote mleko i ghee”
Kurkuma i spółka, czyli niech moc będzie z Tobą!
Bardzo lubię małe codzienne rytuały i mam ich całkiem sporo. Dziś o porannym sączeniu napoju na bazie pasty z kurkumy. Ku zdrowotności, rzecz jasna!
Czytaj dalej „Kurkuma i spółka, czyli niech moc będzie z Tobą!”
Codziennie muszę, codziennie chcę…, czyli postanowienia noworoczne
Tym razem na fali postanowień noworocznych cytat z książki Lamy Surja Das „Przebudzić Buddę w sobie” z życzeniami pięknego i satysfakcjonującego kolejnego roku.
Czytaj dalej „Codziennie muszę, codziennie chcę…, czyli postanowienia noworoczne”